czwartek, 9 lutego 2012

#1 "But we're making all the same mistakes"

*Maya* 
Westchnęłam i starłam waniliowego shake'a z lady. Te dzieciaki nie miały nic innego do roboty, jak wylewanie zawartości swoich kubków. Tylko marnowały pieniądze rodziców.
Odłożyłam szmatkę i wzięłam się za realizację zamówienia.
Truskawkowy shake z kawałkami czekolady i kakao. A fe! Czego ci ludzie nie wymyślą.
Zapełniłam plastikowy kubek mlecznym napojem, dodałam czekoladę i posypałam kakaowym proszkiem. Na koniec zakryłam pokrywką i włożyłam niebieską rurkę.
Kiedy zaczynałam tu pracować, wydawało mi się to ciekawsze, ale patrząc realnie, co było w tym fajnego? Kompletnie nic. O tyle dobrze, że dostawałam kasę, bo to się zawsze przydaje.
Podałam shake 30-letniej kobiecie za ladą. Była ubrana w czarny żakiet, włosy miała spięte w ciasnego koka. Na jej twarzy malowało się zniecierpliwienie. Rzuciła pieniądze na ladę i wyszła.
A gdzie bizneswoman zgubiła maniery? miałam na końcu języka.
W drzwiach minęła się z Leną, która zlustrowała ją wzrokiem.
-Huhu, trochę uśmiechu- odezwała się moja przyjaciółka i pokręciła głową
-Ci dorośli ludzie doprowadzają mnie do rozpaczy.
Zaśmiałam się. Podeszła do mnie i przekładając swoje długie włosy na prawe ramię, dała mi buziaka w policzek.
-Cześć kochana, wybacz spóźnienie, ale zagadałam się z mamą.
-Już się przyzwyczaiłam do twojej niepunktualności- parsknęłam. Rzuciłam w nią naszym niezwykle stylowym przebraniem- Rusz się lepiej.
 Uniosła ręce w geście poddania i posłusznie udała się na zaplecze.
Ha, tu marudzi i nadaje na dorosłych, ale jak przyjdzie co do czego, to mogłaby rozmawiać ze swoimi rodzicami godzinami. Chociaż ona ich nie traktowała jak dorosłych, raczej jak przyjaciół.
Uwielbiałam atmosferę w jej domu. Nie pamiętam momentu, aby było drętwo. Ciągle coś się działo, a ja na szczęście byłam tam mile widziana. Zresztą nie pozostawałam jej dłużna. Leny nie sposób było nie kochać, co można było zauważyć po moich rodzicach Traktowali ją, jak drugą córkę, której nie mieli. Mój tata zawsze mi powtarzał:" Mieć taką przyjaciółkę, jak Lena, to skarb", a ja się z nim w pełni zgadzałam. 
Przyjaźniłyśmy się, jak to się mówi, od pieluchy. Wspólne babki z piasku, gry w chowanego, wyjazdy na wakacje. Byłyśmy nierozłączne i nie wyobrażałyśmy sobie życia bez siebie. Poza tym nasze rodziny też były zaprzyjaźnione; mamy razem pracowały, a ojcowie chodzili ze sobą na każdy mecz, spotykali się na piwie i innych "męskich sprawach" , jak na to mówili. 
A jeśli chodzi jeszcze o charaktery naszej dwójki, różniły się, ale to właśnie dlatego, tak lubiłyśmy spędzać ze sobą czas. 
Wszystkie imprezy załatwiała i organizowała Lena. Zdecydowanie to ona była duszą towarzystwa. Nie żeby ze mnie była jakaś szara myszka, ze mnie był leń. Najlepiej, jakby wszystko było dopięte na ostatni guzik i wtedy mogłam przyjść się bawić.
Z mojej przyjaciółki była też niezła optymistka i na wszystko miała gotową odpowiedź, ja byłam ta słodka i wszędzie doszukiwałam się minusów, ale to właśnie dlatego nigdy nie pakowałyśmy się w kłopoty. No, może nie nigdy...
A nasze zainteresowania? 
Ona kochała taniec, ja muzykę.
Nasze charaktery wzajemnie się uzupełniały, a moim zdaniem o to chodziło w przyjaźni.

-Ale ja mam dzisiaj dobry humor- zawołała Lena, wychodząc z zaplecza.
-A czy ty kiedykolwiek miałaś zły?
-Ychy, jak zdechł mi chomik!
Mimowolnie się zaśmiałam, a ona wbiła we mnie złowrogi wzrok.
-Ok, ok. Już się nie śmieję.
Dumna z siebie zabrała się za robienie sobie czegoś do picia.
W Mikshake City siedziało może z pięć osób. Obsłużyłam już wszystkich, więc ciężko opadłam na krzesło.
-O nie- mruknęła Lena- Szykuj się na piekło.
 *Lena*

Mój wzrok był skierowany do drzwi. Do kawiarni kierowała się spora grupa ludzi. Choć "spora" to chyba nieodpowiednie słowa, grupa składała się z dwudziestu paru osób. W dodatku wyglądała dość specyficznie. Na przodzie szło paru chłopców, którzy chyba chcieli czym prędzej uciec od reszty. Tą resztą były same dziewczyny. Piski, krzyki i te sprawy. Nie znosiłam takiego zachowania nastolatek. Zresztą tym chłopakom też to niezbyt odpowiadało, co wywnioskowałam po wyrazach ich twarzy. 
Czy ich znałam? No, może nie osobiście.
Znany zespół One Direction wszedł do kawiarni. 
Prowadził Niall, o ile dobrze kojarzyłam. To chyba on się tak dziwnie śmiał, ale w tej chwili nie było mu ani trochę do śmiechu. Za nim wszedł Garry? Nie, ten loczek nazywał się chyba Harry. Tak, Harry! A ten następny, co zapomniał się uczesać, to był Louis. Rozmawiał z jakimś czarnym chłopakiem, którego imienia nie pamiętałam. Jako ostatni wszedł Liam. Ja nie wiem, ale jak dla mnie wyglądał sztywno- spokojny, stonowany, grzeczna koszula w kratę. 
O matko, jak ja takich nie lubiłam!
Skierowali się do stolika w rogu, jakby myśleli, że w tamtym miejscu fanki ich nie oblecą.
Ale w życiu! Te dziewczyny nie miały wstydu. 
Wbiegły do mojego miejsca pracy, niczym stado wściekłych mamutów. Przez chwilę myślałam, że będziemy musiały tłumaczyć się szefowej z rozbitych drzwi. 
Zwierzęta rozejrzały się w pośpiechu i pognały do wcześniej wspomnianego rogu. Tylko jedna podbiegła i zamówiła DWADZIEŚCIA JEDEN shake'ów One Direction.
-Bynajmniej nieźle zarobimy- mruknęłam, zabierając się do roboty.
Maya westchnęła.
-Wiesz, ja to im współczuję.
No jasne, ona to jak zawsze nad każdym się rozczulała.
-A czego tu im współczuć?- zapytałam- Zapewne liczyli się z tym, co się będzie działo, idąc do X factor'a.
-Myślisz, że wiedzieli, jak daleko zajdą?
-Myślę, że wiedzieli, jak są dobrzy- ucięłam.
Nie byłam ich zagorzałą fanką, ale ogólnie orientowałam się, jakie zespoły są na topie, a ten z pewnością do takich należał. 
Czasami w radiu leciała akurat jakaś ich piosenka, ale głównie znałam ich dzięki mojej siostrze.
Jenny była ode mnie o dwa lata młodsza i słuchała tylko i wyłącznie popu.  Na całe szczęście nie miała jakiejś totalnej obsesji, ale Directionerką mogłam ją nazwać spokojnie. 
Przypomniałam sobie jej reakcję, jak się dowiedziała, że będę dorabiać w Milkshake City.
-O kurde, będziesz obsługiwała chłopców z One Direction- pisnęła- Oni są tam bardzo często.
-Spokojnie mała. Nie wiadomo, czy będą przychodzić na moją zmianę.
No i faktycznie. Pracowałyśmy tu już pół roku, a dopiero pierwszy raz nas odwiedzili.
Wyczerpałyśmy chyba dzienny limit shake'ów, pomyślałam, zamykając ostatniego. Postawiłam go na tacy, obok dziesięciu innych i ociągając się ruszyłam w kierunku stolika gwiazd.  Maya szła obok mnie z taką samą tacą.
-Proszę- powiedziałam tylko, rozstawiając zamówienia na stolikach. Czułam na sobie wzrok chłopaków. Dziwne uczucie.
Przy okazji miałyśmy zaszczyt być świadkami dość dziwnego wydarzenia. 
Jedna z fanek stała za czarnym i bawiła się jego włosami, co wyraźnie go irytowało.
-Zayn- mruczała- Mógłbyś dać mi autograf?
Aha, więc ten czarny przystojniak, to był Zayn.
-Jasne, daj tylko kartkę.
Dziewczyna przygryzła idiotycznie wargę.
-Myślałam bardziej o innym miejscu. 
Spojrzał na nią pytająco.
-Stopa byłaby okej- stwierdziła.
Chwila. Stop. Co?! Czy ona powiedziała "stopa" ? Byłam pewna, że usłyszę słowo "piersi" , ale stopa? Przecież...
-Nie uważasz, że to się szybko zmyje?- spytał Zayn.
Właśnie! 
Fanka jednak zaprzeczyła. 
-Wiesz- zwróciłam się do chłopaka- Ona po prostu już nigdy tej stopy nie umyje.
Wszyscy zgromadzeni wydali okrzyk obrzydzenia, a moja przyjaciółka i chłopcy musieli stłumić śmiech.
-Podpisuj póki czysta- rzuciłam jeszcze i zadowolona z siebie wróciłam za ladę. 
Maya podreptała za mną.
-Wydają się sympatyczni- odezwała się, kładąc tacę na półce.
Wzruszyłam ramionami. Może i tak, ale mnie nie ciągnęło do przyjaźni z gwiazdami. 
Chłopcy siedzieli jeszcze z pół godziny. Fanki powoli opuszczały kawiarnię w tym czasie. Im było ich mniej, tym ciszej i przyjemniej. Nie, żebym nie lubiła hałasu. Uwielbiałam , ale nie w tym wydaniu!
Opowiadałam właśnie mojej przyjaciółce o imprezie, która miała się odbyć następnego dnia.
-Josh cię zaprosił?- spytała.
To imię automatycznie wywołało na mojej twarzy uśmiech. Josh Grey podobał mi sie od czterech lat, a dopiero teraz, kiedy trafiliśmy do jednej klasy, mnie polubił. Bo zauważyć, to zauważył mnie na pewno wcześniej.
- A więc tak- stwierdziła Maya, widząc moją reakcję. 
Wiedziałam, że jej to nie pasowało. Nie lubiła nigdy tego chłopaka i za wszelką cenę starała się mnie od niego odciągnąć. Uważała, że jest zadufanym w sobie głupkiem, który może mieć każdą dziewczynę, a teraz przyszła kolej na mnie. 
Nie chciałam się z nią kłócić. Chciała dla mnie najlepiej, ale i tak miałam zamiar iść na tą imprezę.
-Możemy zapłacić?- przy ladzie stało pięciu chłopaków. 
Niall patrzył się na nas wyczekująco i trzymał w ręce banknoty.
-Mhm, jasne- skasowałam ich i wzięłam pieniądze.
Udali się do wyjścia.
-Hej, patrz- syknęła Maya- Nie chowaj tej kasy.
-Co? Przecież muszę.
Zgłupiała, czy jak?
-Tam coś jest!
Rzeczywiście. Wyciągnęłam kawałek papieru, na którym było coś nabazgrane.
-Co tam napisali?- spytała, wyrywając mi kartkę.
"Jutro o 18:00 przy London Eye. Będziemy czekać :) 
                                                                   1D. "
 

4 komentarze:

  1. Garry ? nie no przesada . ;p
    ale serio to jestem pod wrażeniem, oby tak dalej ; D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne to jest:D Podoba mi się pomysł i czekam na wiecej ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. genialne <3. Miska genialnie pisze;););) zawsze tak było ;D
    zapraszam do mnie ;DD
    i czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale to wspólna praca <3
      gdyby nie Klaudia, to by tego w ogóle nie było :)
      tak czy siak, cieszymy się, że się podoba.
      m.

      Usuń