czwartek, 29 marca 2012

#9 "I can't be ur superman"

*miesiąc później*
*Maya*

Pakowanie, pakowanie, pakowanie. Nie mogłam się odpędzić od ilości ciuchów, które powinnam wziąć. 
Fioletowe rurki...a może lepiej czarne? Przecież są bardziej uniwersalne. 
Czerwony top....Nieeeeee, w tym zielonym lepiej wyglądam.
Baleriny, conversy i reeboki... Które wygodniejsze?
Cholera Maya, ogarnij się! Nie jedziesz tam przecież na dwa miesiące! Spojrzałam na moją walizkę i choć byłam pewna, że tak czy siak, nie zamknie się, upchnęłam tam jeszcze dwie pary spodni, t-shirt i baleriny.
Zegarek wskazywał godzinę piętnastą. Ok, więc za trzy godziny mamy samolot.
Zdążyłam jeszcze wziąć prysznic, a nawet umyć włosy.
Kiedy stałam na środku pokoju w samym ręczniku, usłyszałam skrzypienie drzwi.
No co za wychowanie?
-NIE WCHODZIĆ!- krzyknęłam i rzuciłam jednym z moich reeboków w stronę podglądywacza. Byłam wręcz pewna, że to Tomlinson. Zboczeniec jeden.
-Maya?- rozległ się donośny i  za drzwiami. Głos, który codziennie poprawiał mi humor; głos, który stawał się niesamowicie piskliwy, dowiadując się o braku marchewek w domu. Nie myliłam się, jeśli chodzi o właściciela tego głosu.
Drzwi ponownie zaczęły się otwierać i ujrzałam ten niezmieniający się nieład na głowie.
-Przepraszam- rzuciłam, przebierając się- Ale wiesz jest coś takiego jak kultura osobista, a jak ktoś takową posiada, to przeważnie puka do cudzego pokoju.
Król Marchewek wyszczerzył się i sprzedał mi kuksańca w brzuch.
-Spakowana?- spytał.
-Sam oceń...
Lou wybuchnął niepohamowanym śmiechem. W pewnym momencie myślałam, że biedak udusi mi się na tej podłodze, ale opanował się. Wstał i ściągnął z lampy mój pomarańczowy top, pozbierał spodnie z parapetu, a przy okazji udało mu się nawet znaleźć jedną parę skarpetek w umywalce.
Louis- odkrywca.
Dałam mu buziaka w nagrodę.
-Iii...jeszcze jedno...-ruchem głowy, wskazałam walizkę, która bynajmniej nie wyglądała na taką, co ma zamiar się zamknąć.
Chłopak usadowił na niej swój zgrabny tyłek i zręcznie ją zapiął.
-Jesteś wielki- rzuciłam się na niego.
-No wiem- prychnął, jakby to było oczywiste- A teraz ubieraj się. Czekamy na dole.

Wiecie, co jest największym minusem pobytu w Stanach? Lot samolotem. Co prawda nie można tego zaliczyć do spędzania czasu w tym miejscu, ale wiadomo, o co mi chodzi.
Dobrze, że wzięłam ze sobą dwie książki i naładowałam do pełna mojego iPoda, bo chyba bym skoczyła ze spadochronu po jakiś dwudziestu minutach lotu. Całą drogę pisałam też z Colem.
Tak, właśnie z nim. Zignorowałam fakt, że w samolocie nie powinno się używać telefonów komórkowych.
On napisał pierwszy.
"Miłej podróży i dziękuję za ten miesiąc x"
Tak, może to zabrzmi dziwnie, ale cały miesiąc spędziliśmy razem. Prawdę mówiąc to z nim spędzałam więcej czasu, niż z moim chłopakiem. Niall chodził obrażony na mnie, jak na człowieka, który przepisał mu dietę. Obrażony, bo nie spędzałam z nim czasu. Na całe dnie gdzieś znikałam i nie mówiłam nikomu, gdzie idę. Pewnie domyślał się mimo wszystko, z kim jestem, ale ja nie miałam zamiaru tego tematu poruszać. Co do mojego pocałunku z Cole'm- zapomniany. Nic takiego się nie wydarzyło i nie wiedział o tym nikt, prócz nas. Pozostały relacje czysto przyjacielskie...tak sądzę. Szczerze? Nie mam pojęcia, dlaczego tak się zachowywałam. Przecież jestem szczęśliwa z Horanem troszczy się o mnie, lubimy spędzać razem czas. Sądzę, że gdyby Cole się nie odezwał, nie byłoby tego problemu.
Ten wyjazd miał tylko dwa plusy- spotkanie Leny i pobieżne zwiedzenie Nowego Jorku. 

*Lena*

No ile można czekać na tych sześciu bałwanów? Cholernie się za nimi stęskniłam. Chciałam już przytulić to drobne ciało mojej przyjaciółki, rzucić w Lou marchewkami, które przygotowałam, wręczyć Niall'owi koszyk jedzenia, zobaczyć tą cieszącą się mordkę Zayn'a na widok podręcznego lusterka, które trzymałam dla niego w torebce i pokazać Liam'owi żółwia mojej choreografki. Ale przede wszystkim...chciałam poczuć to ciepło bijące od Loczka i znów czuć się bezpieczna i kochana. 
"Londyn- wylądował"
Odczytałam na tablicy i jak głupia rzuciłam się do terminala A, z którego zaraz mieli wyjść moi przyjaciele.
-Zostaw moje włosy, idioto- usłyszałam w oddali.
-ZAYN- pisnęłam, nie zwracając uwagi na ludzi, którzy na dźwięk mojego okrzyku stanęli w miejscu i wpatrywali się we mnie, jakbym była chodzącą figurą woskową. 
-LENA!
I właśnie wtedy zorientowałam się, dlaczego ci ludzie tak naprawdę się zatrzymali.
"Zayn". Głupia ja, powinnam wymyślić mu jakąś ksywkę. No, ale czy to by coś dało? Nigdy w życiu. Przecież chłopak, który nosił to imię, chwile później wynurzył się z tłumu.
-Zayn!
-O mój Boże, to Zayn Malik.
-Vas Happenin?
-Zayn, daj mi swój autograf!
-Jezus, Zayn czy mogę sobie zrobić z tobą zdjęcie?
-Zayn, wyjdziesz za mnie?!
A już chwilę potem:
-LOUIS!
-HARRY!
-LIAM!
-NIALL!
No tak, nie ma to jak wolność, pomyślałam i przerażona widokiem, czy może bitwą, która właśnie się przede mną rozgrywała, skierowałam się na ławkę.
-Lena, stójże!- głos mojej kochanej Mayi przebił wszystkie inne. 
Jak w wojsku zawróciłam i prawie przewróciłam tą NAJWSPANIALSZĄ na świecie dziewczynę. 
-Nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam- mówiła, jednocześnie mocząc mi koszulkę.
-Żartujesz? Codziennie oglądałam nasze zdjęcia na laptopie- powiedziałam, dławiąc się łzami.
Ścisnęłam ją jeszcze mocniej, po czym odsunęłam się i zlustrowałam ją wzrokiem.
-Wyjaśnisz mi jak w ciągu miesiąca można tak wyładnieć?- spytałam, krzywiąc się.
-Spójrz na siebie! Schudłaś chyba ze trzy kilo- stwierdziła.
Pokręciłam głową i przeniosłam wzrok na zoo.
-Tragedia, prawda?- westchnęła Maya.
-Zdecydowanie.
Usiadłyśmy na krzesełkach i cierpliwie czekałyśmy. Nosiło mnie, emocje aż się prosiły, żeby wyjść na zewnątrz. Oni przyjechali do mnie, nie do was, chciałam wykrzyczeć. Chciałam...
-Lena?
Obróciłam się gwałtownie.
Jak to? Co? Skąd? Przecież...
-Harry? Dlaczego nie jesteś z resztą?- spytałam cicho.
-Ponieważ przyjechałem tu do ciebie- uśmiechnął się nieśmiało.
Dręczyło go od środka zachowanie z przed miesiąca. Mimo, że od mojego wyjazdu rozmawialiśmy prawie codziennie. To nie to samo, co patrzeć mu prosto w oczy. Przecież nawet się nie pożegnaliśmy jak trzeba.
Poczułam, jak na dźwięk jego słów, rumienię się, a moje oczy zaczynają się szklić. Nogi, ręce, wszystkie kończyny zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
Jakby tego było mało, on podszedł do mnie i podał mi rękę. Podniosłam się.
-Zmieniłaś się- szepnął- Wypiękniałaś, choć nie wiedziałem, że to jest możliwe.
Czemu, no ja się pytam czemu ten chłopak tak na mnie działa?
Zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w jego bark.
-Tęskniłam.
Cholera, dopiero co przestałam płakać! Harry objął mnie mocno i okręcił. Tańczyliśmy? Ja nie wiem, przy nim zawsze czułam się tak, jakbym tańczyła.
Jednocześnie zwróciliśmy na siebie uwagę wszystkich ludzi w okół. 
I co? Zaraz oberwę w głowę czymś twardym, za to że jestem w ramionach Harry'ego Styles'a? 
Nie, Directioners chyba nie są, aż tak głupie, prawda?
A może w całym Nowym Jorku jeszcze dziś zawisną plakaty z moim zdjęciem i podpisem: " Lena Miller to idiotka"? 
Tak, czy inaczej. Byłam pewna, że znajdę wsparcie.
Po chwili jednak przekonałam się, że wcale nie będę musiała go szukać. 
-Pięknie razem wyglądacie- krzyknęła jedna.
-Ciągle pisał na twitterze, jak za tobą tęskni- zawołała druga.
-No pocałujcie się wreszcie- warknęła trzecia ze złością.
Mój skarb parsknął śmiechem, na co ja mu zawtórowałam.
-I czego się śmiejecie?- rozległ się głos Louis'a- Nie słyszeliście? Już!
Po tych słowach poczułam na swoich wargach, wargi tak dobrze mi już znane. Ich zapach, ich kształt, ich smak, każdy zakamarek- to wszystko było zakodowane w mojej głowie.
Wargi te zaczęły się wpijać w moje i przesyłać wiadomość, w której były zawarte tylko dwa słowa.

*Maya*

Jestem zdania, że Lena i Harry powinni zagrać w jakimś melodramacie. Nie widziałam piękniejszej sceny, niż ta na lotnisku. Przysięgam. Tak strasznie cieszyłam się szczęściem mojej przyjaciółki. Odkąd zaczęłyśmy mówić, chciałyśmy dla siebie jak najlepiej. Jeżeli chcecie nazwać jakąś osobę "wzorową przyjaciółką", nazwijcie tak Lenę. 
Bałam się, bałam się reakcji jej, kiedy dowie się o Cole'u. Zrozumie, ale będzie zła. Nie dlatego, że go pocałowałam i spędziłam z nim poprzedni miesiąc, tylko dlatego, że nie powiedziałam jej o tym wcześniej. Ale gdy dowiedziałam się, że będę miała możliwość powiedzenia jej o tym w cztery oczy, nie widziałam konieczności zawracania jej głowy wcześniej. Znajdowała się w Stanach po to, żeby kształcić się dalej w tańcu, czyli tym, co kocha, a nie po to, by przejmować się tym, co działo się w moim życiu prywatnym w dodatku tysiące kilometrów od niej. 
-Gotowa na swoje pierwszy obiad w Nowym Jorku?
Skinęłam głową i biorąc z łóżka torebki, wyszłyśmy na korytarz, gdzie czekali już na nas chłopcy.
-Gdzie idziemy?- spytał Harry, obejmując ją w pasie.
Niall tak nie zrobił, Niall mnie nie objął. Został w tyle, udając, że podziwia zatłoczone ulice miasta. Przyspieszyłam więc kroku i żeby zabić smutek, weszłam między Lou a Zayn'a. 
-Vas Happenin mała?- rzucił czarny.
-Głodna jestem- wzruszyłam ramionami i wysiliłam na uśmiech.
-Niespodzianka czeka- odezwała się Lena, odpowiadając jednocześnie na pytanie Hazzy.
Zaciekawieni ruszyliśmy za ich dwójką. Zapewne, ale tylko zapewne, gdyby było wszystko normalnie, szłabym teraz z tym farbowanym blondynem obok tej szczęśliwej dwójki i rozmawialibyśmy o tym, co mamy ochotę zjeść. Horan pewnie wymieniłby mi rzeczy, o których nigdy w życiu nie słyszałam i pewnie, gdyby nie on, bym nie usłyszała. Ale to tylko "zapewne"...
Zatrzymaliśmy się w środku parku. A dokładniej przy ławce, na której widniała masa serc, imion...sami wiecie.
-Maya, Niall chodźcie tu- zawołał lokaty, wyciągając z kieszeni scyzoryk.
No, więc Lena dowie się wszystkiego szybciej, niż mi się zdawało.

*Lena*

Czułam się najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem, wydrapując na ławce swoje imię i patrząc, jak Harry dopisuje obok niego swoje, a na końcu rysuje symboliczne serduszko. Po zakończonej czynności uśmiechnęłam się do niego najpiękniej, jak potrafiłam, po czym zwróciłam się do Mayi.
-No kochana, twoja kolej.
Wbiła we mnie niepewny wzrok i powoli przejęła scyzoryk. Przykucnęła przy ławce, nawet nie spojrzała na Niall'a.
Za to ja to zrobiłam.
-No rusz to swoje seksowne dupsko, nie stój tak!
Coś czuję, że wiele mnie ominęło w ciągu tego miesiąca. Ale po minach reszty wywnioskowałam, że nie jestem sama.
Liam popchnął blondyna w stronę Mayi.
-Jeżeli zaraz nie znajdziesz się obok niej, nie dostaniesz dzisiaj nic do jedzenia- warknął tak, że usłyszałam to tylko ja i sam zainteresowany.
Horan najwyraźniej nie chciał siać dalej podejrzeń i unosząc, z trudem, kąciki warg przysiadł na ławce i czekał, aż jego dziewczyna (mam nadzieję, że wciąż mogłam ją tak nazywać) skończy, a następnie przejął od niej nożyk i już po chwili zawidniało tam jego imię oraz serduszko.
Oj Maya, my chyba musimy porozmawiać.

Atmosfera w restauracji była bardzo nieswoja. Miałam nadzieję, że ta góra jedzenia, którą zafundowałam Niall'owi poprawi mu humor, ale chłopak zachowywał się, jakby cierpiał na jakąś poważną chorobę. Po powrocie do domu miałam zamiar zamknąć Mayę w pokoju i nie wypuszczać dopóki mi wszystkiego nie powie. Jak ona w ogóle mogła? Nic mi nie powiedzieć? Siedziałam tu przez miesiąc i myślałam, że oni się tam świetnie bawią, a tu najprawdopodobniej wychodzi na to, że wcale nie było tak kolorowo. Jak ja mam tu wytrzymać kolejny miesiąc, całe dnie spędzając na zamartwianiu się o nią? Przecież to chyba logiczne, że nie wytrzymam.
-Przepraszam, czy państwo jeszcze coś zamawiają?- wybiła mnie z transu kelnerka.
-Nie dziękujemy- zaprzeczyłam, nim ktokolwiek zdążył się odezwać- Poprosimy już rachunek.
-Już?- Zayn rzucił mi oburzone spojrzenie, kiedy kelnerka odeszła do lady.
-Przepraszam, głowa mnie boli- skłamałam.
-Mnie nie oszukasz- pociągnął mnie za rękę Harry, kiedy chciałam wstać- O co ci chodzi?
-Może Maya i Niall nam powiedzą...
 ________
dość szybko nam wyszedł ten 9 rozdział :D 
wgl powiemy Wam, ze strasznie wczuwamy się w rolę Leny i Mayi.
Szkoda, ze to nierzeczywistość :<
KOMENTUJCIE, OBSERWUJCIE <3 x




niedziela, 25 marca 2012

#8" I can love u more than this"

*Lena*
COOO ? Broadway ? To są jakieś żarty ? Owszem , kocham tańczyć, nawet podobno nieźle mi to wychodzi, ale żeby Broadway ? Stałam tam i gapiłam się w tą kartkę jak głupia przez jakieś 5 minut. Z transu wybudził mnie Hazza.
- To może ja już pójdę.
- Chcesz mnie teraz zostawić z tym samą ? Nie ma mowy ! Nigdzie nie idziesz, zostajesz tu ze mną. Potrzebuję cię teraz.
-Okej, dla ciebie wszystko - powiedział i  pocałował mnie w policzek .
Poszliśmy do mojego pokoju po czym oboje rzuciliśmy się na łóżko. Leżeliśmy dobre 20 minut w ciszy. Leżąc tak czułam jak po policzku lecą mi łzy.
- Hej, płaczesz ? Nie płacz - czułam jak jego wargi muskają moją szyję.
- Ale Harry ! Czy nie rozumiesz, że jak tam pojadę to mogę cię stracić ?
- Ahaa...czyli jednak chcesz jechać, okej.... niech będzie - mówił Harry, powoli odsuwając się ode mnie.
- Co chcesz przez to powiedzieć ?
No super, jeszcze tylko mi tej kłótni brakowało.
- To że teraz będziesz mieć mnie daleko. A ja tak nie chce ! Kocham cię i nie mam zamiaru cię tracić rozumiesz?
- Hazza ja też cię kocham , nawet nie wiesz jak bardzo, ale ....
- Ale ? jakie ale ?! przecież od dłuższego czasu widzę że coraz bardziej mnie olewasz. Dodatkowe zajęcia taneczne, pokazy ... myślisz że tego nie widzę ?! - chłopak coraz bardziej podnosił na mnie głos.
- O przepraszam bardzo , ale gdyby nie te wszystkie pokazy i zajęcia nie dostałabym się na Broadway!
- I byłoby o wiele lepiej - mruknął.
- Teraz to przesadziłeś! Wyjdź !
- Mam wyjść ?
Ogłuchł momentalnie, czy jak ?
- Tak , powiedziałam żebyś wyszedł
- Okej jak chcesz. Zadzwonię wieczorem, narazie - powiedział delikatnie zamykając za sobą drzwi
Jeszcze tego brakowało, żebym wybierała pomiędzy tańcem a chłopakiem. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Poszłam pod prysznic i wskoczyłam w piżamę. Włączyłam na chwilę laptopa  z nadzieją że na fb albo tt zastanę Mayę. Nie myliłam się. Kochany komputerowiec siedzi pewnie odkąd wrócił do domu.
Zaczęłyśmy pisać. Pochwaliłam się przyjaciółce listem i wytłumaczyłam całą sytuację. Stwierdziłyśmy że spotkamy się jutro . Całe szczęście nie ma jutro dużo zajęć, więc spokojnie będziemy mogły się spotkać.
O godzinie 23:30 leżałam już w łóżku. Nagle zadzwonił telefon. To Hazza , przez chwilę wahałam się czy odebrać , jednak odrzuciłam połączenie. Chłopak dzwonił jeszcze kilka razy, jednak nie miałam zamiaru z nim rozmawiać.

*Następnego dnia*

-Myślisz że powinnam tam lecieć ? - pytałam niepewnie
- Jasne ! Przecież taniec to całe twoje życie - krzyczała mi do ucha Maya
- No tak , ale Hazza też jest częścią mojego życia i nie zapominajmy o tym.
-Nim się nie przejmuj , porozmawiam z nim.
- Serio ? jesteś kochana - mówiłam przytulając Mayę.
- No to akurat wiem-  cała Maya , skromna i pomocna - chodź- złapała mnie za rękę - pójdziemy na lody
Wstałyśmy i poszłyśmy w stronę budki.
Ups.... chyba mamy mały problem, pomyślałam widząc Stylesa na ławce koło budki do której szłyśmy
- Maya chodźmy stąd - złapałam ją za rękę i delikatnie odciągnęłam
- Wyluzuj, ty idź zamów lody a ja z nim porozmawiam
- Jesteś pewna ?
- Jasne , zaraz do ciebie wrócę - mówiła idąc w stronę loczka
Nie  chciałam się na nich patrzeć, więc starałam się podejść do budki niezauważona przez chłopaka. Udało mi się i szybko zamówiłam lody. Czas strasznie mi się dłużył.O czym oni już tyle gadają ! Ciekawość mnie zjadała od środka , ale przecież tam nie pójdę i nie zapytam o czym rozmawiają. I tak Maya  mi wszystko opowie.
Oho, chyba kończą, ale Hazza nie ma zadowolonej miny , Maya zresztą też .....
- I jak ? - pytałam
- I jak ? Nic do niego nie dociera , nie mam pojęcia co w niego wstąpiło. Nigdy przecież taki nie był.
- To fakt , nie był taki.
- Wiesz co ? Jedź ! Jedź do USA i nie przejmuj się nim. Zobaczysz , zatęskni, i mu przejdzie. Ty wrócisz i wszystko będzie jak dawniej . - mówiła Maya przytulając się do mnie
- Chyba tak zrobię. Nie pozwolę aby taka szansa przepadła . Dzięki Maya
Wracałyśmy do domów obejmując się nawzajem . Po 20 minutach drogi byłyśmy już pod moim domem.
- Podprowadzić cię dalej czy już sama pójdziesz ? - spytałam
- Dam radę - mówiła Maya całując mnie w policzek
- Jeszcze raz dziękuję . - pomachałam przyjaciółce i zamknęłam drzwi.
Jestem wykończona , pomyślałam i po zimnym prysznicu wskoczyłam od razu pod kołdrę

*Harry*
Świetnie ! Tracę dziewczynę. Włóczyłem się po mieście słuchając jakichś smutów na słuchawkach.
 Z rozmyślań wyrwał mnie Horan
- O ! Nareszcie ! Gdzie ty się włóczysz ! Martwiliśmy się o ciebie ! Chłopaki już cię szukają ! Trzeba im powiedzieć, że już cie znalazłem
- Co ? Co się stało - pytałem
- Jak to co się stało  ? Do domu raz dwa !
Nialler zarzucił mnie jakąś kurtkę nie wiem po co , ale to miłe z jego strony, troszczył się o mnie jak starszy brat .
- Dziękuję  - mruknąłem
Gdy weszliśmy do domu pierwsze co zrobiłem to zamknąłem się w swoim pokoju. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać ani nie chciałem nikogo oglądać. Czułem się okropnie. Jak Ona może mi to robić, przecież jeśli by mnie kochała to na pewno nie wyjechałaby do tego USA .
Po 2 godzinach siedzenia w ciemnościach usłyszałem pukanie do drzwi.
- Co wy znowu chcecie !?
- To ja Niall, przyniosłem ci kawałek pizzy , chcesz ?
- Pizza ? Horan, żartujesz ? - pytałem ze zwątpieniem blondyna
- Nie , czemu miałbym żartować ?
- Nie ważne. Chcesz coś jeszcze ?
- Tak, chcę z tobą porozmawiać. Mogę wejść ? - nie miałem chęci na rozmowy, ale a tym obżarciuchem zawsze mogę szczerze porozmawiać.
- Jasne, siadaj - usiadłem na łóżku i poklepałem miejsce koło mnie
- Powiedz mi szczerze, bardzo kochasz Lenę?
- Serio ? Pytasz się mnie ? Kocham ją najmocniej na świecie. Kocham ją bardziej niż ty jedzenie i bardziej niż Maya muzykę - I tu spojrzenie Horana sprawiło że lekko się uśmiechnąłem
- No to nieźle ..... No to zobacz, kochasz Lenę , wiesz , że ona kocha taniec jednak nie pozwalasz jej spełnić swoich marzeń. Postaw się w jej sytuacji, wyobraź sobie, że masz szansę wystąpić przed całym światem na największej scenie. Ja wiem, że bardzo byś tego chciał. I teraz sobie pomyśl, że przez czyjąś głupotę mógłbyś to stracić. Co byś zrobił ? Posłuchałbyś tej osoby czy nie ?
- No.... chyba raczej nie
- No i dziękuję , chyba wiesz już jak czuje się Lena.
Rozmawialiśmy tak dobre półtorej godziny. Kochany żarłok. Dzięki niemu przejrzałem na oczy. Postanowiłem zadzwonić do kochanej i zapytać czy się ze mną spotka. Wykręciłem numer i czekałem na sygnał. Jeden, drugi ... Lena odbierz, trzeci .... "nagraj wiadomość "
Cholera ! Czego nie odbiera ? Postanowiłem że zadzwonię do Mayi
- Halo ?
- Hej Maya , wiesz może co się dzieje z Leną ?
- Emm.... Ona pojechała teraz do ciotki. I niestety muszę cię zmartwić ale potem leci od razu do USA.
- Słucham ?! - nie mogłem w to uwierzyć - I pojechała tak bez pożegnania ?
- Z chłopakami się żegnała, niestety tylko telefonicznie ale inaczej nie mogła. Do ciebie też dzwoniła ale nie odbierałeś - mówiła trochę smutnym głosem Maya
- Naprawdę ? Cholera ,pewnie nie słyszałem . Dobra, dzięki za pomoc , miłego wieczoru i przepraszam cię że tak późno
- Nic się nie stało, w końcu jesteśmy od tego żeby sobie pomagać i się wspierać - słyszałem jak się uśmiecha
- No jasne , dobranoc
- Miłej nocy
Byłem zły na siebie że tak się zachowałem. Postanowiłem zadzwonić do dziewczyny dla której zostałem stworzony. Całe szczęście odebrała.  Nasza rozmowa trwała jakąś godzinę, wszystko jej wyjaśniłem i przeprosiłem za moje głupie zachowanie. Dziewczynie też było trochę przykro z tego powodu. Ale cóż, czasu się nie cofnie. Teraz będę musiał czekać 2 miesiące zanim się z nią zobaczę i będę mógł się do niej przytulić.

*Następnego dnia*

*Maya*

Obudził mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz : Cole dzwoni . Cole ? Chłopak tej brunetki która miziała się z Niallem na imprezie ? Skąd ja w ogóle miałam jego numer.
- Halo ?
- Maya ? Hej , masz ochotę się dzisiaj spotkać ?
- Chyba nie mam żadnych planów więc czemu nie
- Super. To o 12 pod fontanną w parku ?
- Okej, do zobaczenia - rozłączyłam się
Co on ode mnie chciał  ? No ale dobra , już 10 więc przydałoby wstawać . Przy okazji zadzwoniłam jeszcze do Leny. U niej wszystko w porządku jednak już tęskni. Ja też tęsknię za nią i to bardzo . Ale nie zawsze będziemy koło siebie.
Wstałam, umyłam się i ubrałam. Założyłam czarne krótkie spodenki, szarą bluzkę na ramiączkach i malinowe vansy.Włosy zostawiłam rozpuszczone i delikatnie się pomalowałam. Zeszłam na dół do kuchni żeby coś zjeść. W salonie na kanapie siedziała moja mama i z kimś rozmawiała. Weszłam do pokoju i kogo zobaczyłam  ? Niallera !
- Niall ? co ty tu robisz ? - spytałam trochę zmieszana. Nic nie mówił że przyjdzie
- Chciałem zrobić ci niespodziankę i chyba się udało - mówił przytulając się do mnie - coś nie tak ?  - chyba zobaczył moją reakcję
- Nie , wszystko dobrze, miło z twojej strony tylko jest jedna rzecz. Chodź, opowiem ci w kuchni.
Opowiedziałam chłopakowi o telefonie od Cole'a  w trakcie robienia śniadania.
-Chcesz trochę płatków z mlekiem ?
- Nie dzięki , jakoś nie mam ochoty na mleko - czyżby Niallerem załapał drobnego focha ?
- Wszystko w porządku ? - spytałam siadając do stołu
- Tak, jest dobrze. Czyli nie spotykamy się już dzisiaj ? - mówił przygaszonym głosem
- Teraz możemy pójść na spacer, mam jeszcze godzinę czasu
- Okej, niech będzie
Dokończyłam jeść śniadanie i wyszliśmy. Poszliśmy na lody a potem do parku. Po godzinie spacerowania spojrzałam na zegarek .  Była 11.40.
-Kotek ja już chyba muszę iść . - powiedziałam smutno - ale spotkamy się później ?
- Jasne , będę dzwonił - powiedział chłopak i pocałował mnie
Rozeszliśmy się w swoje strony. Ja poszłam w głąb parku pod fontannę a on .... nawet nie wiem.
Gdy byłam coraz bliżej zauważyłam Cole'a . Był ubrany w czarne rurki, czerwone vansy i miał na sobie  niebieską koszulkę ze znakiem supermena. Muszę przyznać  że niezłe z niego ciacho. Brązowe oczy , dłuższe karmelowe włosy  mmm to co lubię. Gdy podeszłam bliżej chłopak wstał i podszedł do mnie
- Hej - rzuciłam - co się stało , że  chciałeś się ze mną spotkać ? W szkole nawet ze sobą nie rozmawiamy
- Cześć. Tak , to prawda , ale chciałem z tobą porozmawiać o zachowaniu Camili.
 - Ahh , to ta brunetka która przystawiała się do Nialla - smutno spuściłam głowę
  - Czyli jednak Dylan nie kłamał . Może pójdziemy do kawiarni i tam porozmawiamy ? -zaproponował
- Okej, chodźmy.
Drogą nikt się nie odzywał . Nawet nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać. Tyle co go znam to z widzenia ze szkoły, dlatego trochę się zdziwiłam jak zaproponował mi to spotkanie. Teraz już wiem jaki był tego powód.
Gdy doszliśmy już na miejsce zajęliśmy stolik w rogu, żeby nie rzucać się w oczy.
- To słuchaj - zaczęłam i opowiedziałam chłopakowi wszystko, nie kryjąc swojej złości
- No to nic innego jak tylko koniec mojego związku z nią . A ty jak myślisz ?
- Ja ? Ja nie wiem , to twoja sprawa , ty powinieneś zdecydować. - odparłam sucho
- No jasne, a może dasz się zaprosić do mnie do domu ?
- Do ciebie ? Nie bardzo , mam jeszcze dużo spraw do załatwienia - mówiłam kierując się w stronę wyjścia
- Nie daj się prosić drugi raz - mówił dziwnie przysuwając się do mnie
- No dobrze , ale tylko na chwilę - uśmiechnęłam się
Była już godzina 15, a ja miałam się jeszcze spotkać z Niallem, ale skoro on nie dzwoni to pewnie ma inne plany . Gdy byliśmy już u Cole'a zaproponował oglądanie filmu. Wybrał jakąś romantyczną komedię , najgorsze co mógł wziąć. No ale okej , przeżyję. Oglądaliśmy i w połowie filmu chłopak zauważył, że się nudzę.
- Okej , to skoro film cię nie interesuje to się zabawimy ?
Spojrzałam pytającym wzrokiem . Co to miało być ? Powoli zauważyłam że Cole przysuwa się coraz bliżej, i bliżej , aż w końcu nasze usta się zetknęły.  Nie wiedziałam co mam robić . Mimowolnie zaczęłam się z nim całować. Coraz namiętniej. Kiedy jego ręka zeszła w okolice moich piersi ogarnęłam się.
- Nie! Ja nie mogę ! Muszę już iść  - mówiłam wychodząc z pokoju
- Poczekaj !
Momentalnie odwróciłam się w jego stronę .
- Przepraszam ! Możemy uznać , że tego nie było ? - pytał smutny
- Jasne , cześć - powiedziałam i wyszłam
Boże .... co ja zrobiłam ? Usłyszałam dzwonek telefonu. O nie ! To Nialler , co ja mu teraz powiem ?
- Hej Maya , to jak z tym spotkaniem ?
- Wiesz , moja ciocia prosiła mnie żebym zaopiekowała się jej małą córeczką Claudią - nie wiedziałam już co mówić
- Możemy razem się nią opiekować . Przecież wiesz jak bardzo lubię dzieci
- No tak , ale wiesz , bałagan w domu, a poza tym mała jest chora.. Nie , przepraszam, ale nie tym razem
- Dobrze , a jutro się spotkamy ? - pytał chłopak
- Myślę że tak.
- Okej, to do jutra kotek - powiedział blondyn i się rozłączył
Miałam cholerne wyrzuty sumienia. Powiedzieć mu o tym czy nie ? Muszę zadzwonić do Leny , ale ona już jest w USA . Mamciu co ja teraz zrobię. Wiem , pogadam z nią dziś wieczorem na skypie.

                                             ***
Leżałam już w łóżku z laptopem na kolanach, czekając aż na skypie pojawi się Lena . Po 2 godzinach pokazał się napis Lena jest dostępna . Od razu nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam aż przyjaciółka odbierze.
- Hej Maya ! Jejciu jak miło jest cię zobaczyć ! Stęskniłaś się za mną ? - jej spojrzenie rozwaliło mnie na atomy
- Pytasz się czubku ? Jasne że się stęskniłam . Opowiadaj co tam u ciebie - uśmiechałam się do kamerki
Rozmawiałyśmy  dobre 4 godziny, a na koniec czekała mnie miła niespodzianka
- Zgadnij co udało mi się załatwić - krzyczała Lena
- No nie mam pojęcia , znając ciebie mogłoby to być wszystko. Mów - ponaglałam ją
- Możecie do mnie przylecieć w odwiedziny ! Zaprzyjaźniłam się z moją nauczycielką i ta z pieniędzy szkoły może postawić wam bilety w dwie strony ! - przyjaciółka prawie weszła w kamerkę
- To super! Będę mogła powiedzieć ci coś bardzo ważnego. A chłopcy już wiedzą ?
- Nie, możesz im jutro powiedzieć. A co to za sprawa ?
- Teraz nie powiem ci, to nie jest taki luźny temat.. Wiesz co Lena , oczy strasznie mi się kleją , u mnie jest już 4 . Porozmawiamy jutro ? - pytałam już z zamkniętymi oczami
- No jasne . To miłej nocy - wysłała mi buziaka i się rozłączyłyśmy
____________
jest rozdział 8 :) 
mamy jedną prośbę ! PISZCIE KOMENTARZE :) 
było nam bardzo przykro, jak pod poprzednim rozdziałem nic się nie pojawiło :(

czwartek, 15 marca 2012

7.I would swim all the oceans just to see you smile

*Harry*

-Co z Fizzy?- spytałem przerażony, podchodząc do niego.
Przyjaciel pokręcił tylko głową.
-Louis, do cholery! Mów, co z twoją siostrą!- warknęła Lena.
-Moja siostra jest kaleką...
-Co?! Tak dosłownie?!- miałem wrażenie, że się przesłyszałem.
-Nie, nie...
-To rozwiń swoją wypowiedź!
-Spadła z drzewa...
-Iii....?
-Ma wstrząs mózgu i złamaną nogę.
W tej chwili czułem się tak, jakby to ktoś z mojej rodziny cierpiał. W końcu rodzina Lou, to też moja rodzina. 
-Muszę do niej jechać- odezwał się- Nie mogę tu tak bezczynnie siedzieć, kiedy moja siostra leży w szpitalu w nie wiadomo jakim stanie.
-Pojedziemy z tobą- usłyszałem głos Mayi, która podeszła do niego i przytuliła go.
-Nie możecie. Chłopcy mają próby przed koncertem, wywiady, muszą tu zostać, Paul ich zabije. Ja i tak oberwę, niech oni lepiej nigdzie nie wyjeżdżają.
Dziewczyna smutno skinęła głową, ale nie odstąpiła go na krok. Lena też do nich dołączyła i czule go przytuliła.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz- szepnęła- Z tego na szczęście da się wyjść.

-Moja siostra jest kaleką, moja siostra jest kaleką...- mruczał Louis.
-Stary powtarzasz się- westchnąłem i rzuciłem w niego jego żelem do włosów, który chciał spakować do torby.
-No ale cholera! Jak wchodzisz już na drzewo, to z niego nie spadasz nie?!
-Nie wiem, spytaj jej- wzruszyłem ramionami, tłumiąc śmiech.
Nasz Boo Bear postanowił, że opuści nas już dzisiaj, żeby móc jak najszybciej wrócić. 
Nie radził sobie z tym, co się wydarzyło. Jego ruchy były monotonne; wyglądał, jakby wlókł się po ziemi. 
-Zobaczysz, że to nic groźnego- uśmiechnąłem się go niego i przytuliłem go- Dziewczyna raz dwa wyzdrowieje.

*Louis*

Niby tylko trzy godziny drogi, a zdawało mi się, że jadę całą wieczność. Bez przyjaciół, w radiu leciała jakaś smętna muzyka. Za jakie grzechy ja się pytam?
Bałem się, że kiedy wejdę do szpitala i gdy zobaczę na tym szpitalnym łóżku moją Fizzy, to z rozpaczy sam coś sobie zrobię. Nie potrafiłem sobie wyobrazić na niej ani jednej skazy. Przecież ona jest taka idealna.
Nie kierowałem się do domu, tylko prosto do szpitala. Byleby ją tylko zobaczyć.
Słońce zaszło, na niebie gwiazdy. Nie zdziwiłbym się, gdyby spała.
Pielęgniarka pokierowała mnie na drugie piętro.
Jeden schodek...
Drugi schodek...Już idę Fizzy...
Trzeci schodek...
I czwarty...
I już piąty...
Nie no zgłupiałem, czy ja liczę schody?
Przyspieszyłem i zacząłem skakać co trzy schodki. 
Sala 109...
Sala 110...
Sala 111...
ZGŁUPIAŁEM!
O, 112, to tutaj.
Wbiegłem bez pukania. Miałam nadzieję, że to na pewno ten pokój. Aż boję się pomyśleć co by pomyśleli ludzie w środku, gdybym pomylił pomieszczenia.
 Jednak wparowałem do odpowiedniej sali. Rzuciłem się do łóżka Fizzy.
-Hej kochana! Jak się czujesz  ? - pytałem, ciągle całując dziewczynę w policzki.
- LOUUU ! Jak dobrze cię widzieć,  ze mną już coraz lepiej - mówiła z delikatnym uśmiechem na twarzy - Hej, czego płaczesz ?
- Ja ?! Niee, tylko coś mi wpadło do oka i wiesz .... - skubana, już mnie rozszyfrowała.
- Przecież widzę... Nie płacz ! Widzisz, że ze mną wszystko dobrze, lekarz powiedział że za dwa tygodnie będę już w domu.
Oh, Fizzy, gdybyś ty wiedziała jak ja to przeżywam.
- To super - mówiłem już z uśmiechem- Od dziś jesteś na mnie skazana - zaśmiałem się.
- Jakoś mi to nie przeszkadza. Powiedziałabym bardziej, że to ty jesteś skazany na mnie - posłała mi ten jej zadziorny uśmieszek.
Ma go po mnie !
- Hmm ... jakoś przeżyjemy - powiedziałem, zaglądając do torby - Zgadnij co dla ciebie mam
- Nie mam pojęcia, znając życie pewnie marchewki - śmiała się.
Cudownie było widzieć jej uśmiech.
- To też , ale myśl co jeszcze -na mojej twarzy pojawił się znany już zadziorny uśmiech.
- Louis ! Nie drażnij się ze mną ! - lekko unosząc ton, odezwała się Fizzy.
Westchnąłem.
- Proszę, to dla ciebie.
 - Jejuniuuuu ! - krzyczała- Jesteś najlepszym bratem jakiego można mieć. To najlepsza pluszowa marchewka, jaką kiedykolwiek od ciebie dostałam!
-Wszystko dla ciebie - ledwo odpowiedziałem, gdyż moja siostra w podzięce właśnie chciała mnie udusić.

Siedziałem z Fizzy do później nocy. Opowiadałem jej co działo się u mnie przez ostatni czas. Wspomniałem jej o dziewczynach, o wspaniałej Lenie i kochanej Mayi. Nie sądziłem, że to będzie ją interesować , a tu proszę, nawet chciała je poznać .
- Jasne ! Zapoznam cię z nimi. Uuuu - spojrzałem na zegarek- Już późna godzina, muszę zmykać.
- Juz mnie zostawiasz ? - zrobiła kocie oczy i smutną minkę
- Na to mnie nie nabierzesz ! Musisz odpoczywać,będę już tutaj zanim ty się obudzisz - puściłem oczko i wyszedłem.
-Okej - mruknęła i odmachała mi.
Droga do domu trwała niecałe dwadzieścia minut. Mmm... już czuję tą domową atmosferę. Światło się pali czyli mama jeszcze nie śpi.

*kilka dni później*

Każdy dzień wyglądał tak samo. 
Prysznic, śniadanie, szpital, obiad, szpital, dom, prysznic, spać...
Prysznic, śniadanie, szpital, obiad, szpital, dom, prysznic, spać...i tak w kółko.
Moja siostrzyczka czuła się coraz lepiej. Jej twarz nie była już taka blada, ból głowy osłabł. Jedynie noga w gipsie była problemem, ale musieliśmy sobie jakoś radzić.
Tego dnia wyjątkowo wcześnie dostałem sms-a od mamy z informacją o obiedzie.
 -Muszę iść na obiad, przyniosę ci coś dobrego- dałem siostrze buziaka w policzek i uciekłem na parking.
Zastanawiałem się, co mogło być przyczyną  posiłku o tak wczesnej porze. 
No bo kto to widział, żeby robić obiad o godzinie 12:00. 
Kiedy przekroczyłem próg domu, zaatakowały mnie wspaniałe zapachy z kuchni.
-Chyba nie będę na ciebie krzyczał za to, że mnie tak szybko ściągnęłaś od Fizzy- zawołałem ze śmiechem.
-Boo Bear, chodź do salonu !
Grrr.. wiedziała, jak nie lubię tego przezwiska.
O co jej może chodzić?
Znudzony tą grą powędrowałem tam, gdzie prosiła.
-NIESPODZIANKA!!!
Lena, Maya, Harry, Liam, Zayn, Niall?
Nie, jeszcze raz...
Niall, Zayn, Liam, Harry, Maya, Lena!
Niee! Ja majaczę, jak to możliwe?!
Patrzyłem na nich tak, jakby byli sześcioma kosmitami. 
-Aż tak źle wyglądam?- parsknęła Lena.
Pokręciłem pospiesznie głową i przytuliłem ją, podnosząc przy tym. 
Zaśmiała się i dała mi buziaka w policzek. 
Tak samo przywitałem się z Mayą.
-LOUUUU! -krzyknęli chłopcy.
Jakbym słyszał Fizzy.
Pociągneli mnie na kanapę i zaczęli łaskotać. 
-SKOŃCZCIE MNIE ŁASKOTAĆ, BO ZLIKWIDUJĘ JEDZENIE, LUSTRA, DOKUPIĘ ŁYŻKI I POWYSTRZELAM WSZYSTKIE KOTY W OKOLICY!
Zakończyli czynność, jakbym ogłosił właśnie wybuch trzeciej wojny światowej.
Dumny z siebie podniosłem się z kanapy i powędrowałem do stołu.
-Mamuś, jestem głodny- poinformowałem ją.
-Co za rozpieszczony bachor!- zdumiała się Lena i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Dziewczyny poszły z moją mamą do kuchni, żeby przyszykować obiad.
-Tylko pamiętajcie o specjalnej porcji dla Horana- krzyknąłem za nimi.
-Tak jest, sir !- Maya zasalutowała i zniknęła za rogiem.

Po obiedzie zabrałem przyjaciół do szpitala. Siostra chciała poznać moje przyjaciółki, to je pozna.
Tak wspaniałe osoby trzeba znać.
Po drodze opowiedziałem im, o jej samopoczuciu. Cieszyli się razem ze mną. 
Zostawiłem ich przed pokojem 112 i wszedłem najpierw sam.
-Fizzy- zwróciłem się do siostry, która czytała jakąś książkę- Mam dla ciebie niespodziankę.
-Kolejna pluszowa marchewka?- spytała, mrużąc oczy.
-Coś o wiele lepszego- zaśmiałem się- Wejdźcie!
Moi przyjaciele weszli do środka.
-Kochanie, to jest Maya- wskazałem na brunetkę u boku Niall'a- A to Lena- kiwnąłem głową na drugą ciemnowłosą, która trzymała za rękę Harry'ego.
-Cześć mała- rzuciła Lena przyjaznym tonem i uścisnęła moją siostrę- Jak się czujesz?
-Dziękuję, dużo lepiej- uśmiechnęła się Fizzy- Cieszę się bardzo, że was poznałam. Lou mi tyle o was opowiadał.
Harry odchrząknął.
-Czy mam być zazdrosny?- spytał Niall.
-Weź się puknij w ten nażarty łeb- mruknąłem i usiadłem obok siostry.
Zostaliśmy z nią do samego wieczora. Później moi przyjaciele musieli wracać.
Niestety, Paul, jak to Paul, naszykował im masę spotkań na następny dzień. Chciałem, żeby chociaż dziewczyny zostały, ale do Leny dzwoniła mama, że musi koniecznie wracać.
Zestresowała się tą wiadomością, przez co jeszcze bardziej wszystkich pospieszała.
-Musisz do nas przyjechać Fizzy, kiedy już całkowicie wyzdrowiejesz- odezwała się Maya, kiedy już opuszczaliśmy szpital.
-No jasne, byłoby super!
Pożegnaliśmy się z nią i wyszliśmy.
*Maya* 

Nie lubię wracać nocą. Wydaje mi się, ze wtedy kierowcy są mniej ostrożni. Wiem, niby są te światła ostrzejsze i w ogóle, ale jakoś mnie to nie przekonuje.
Weźmy jeszcze pod uwagę, że prowadził nie kto inny, jak Harry, a na miejscu pasażera siedziała moja droga Lena i ciągle go rozpraszała. 
No, sprostujmy, ona nie robiła tego celowo, to ten lokaty głupek się ciągle na nią gapił.
-Harry, patrz na drogę!- warknęłam, kiedy pierwszy raz zatrąbił na nas samochód, a on się tylko zaśmiał.
Moja przyjaciółka nie wiedziała, o co mi chodzi. Była zajęta rozmową z Zayn'em.
Na szczęście dojechaliśmy cali i zdrowi.
Najpierw Harry podrzucił chłopaków do apartamentu Liam'a, a potem skierowaliśmy się do mnie.
-Daj mi znać, o co chodziło twojej mamie- powiedziałam do Leny, kiedy wysiadałam z samochodu.
-Jasne.
Wzięłam torbę i wysiadłam.

*Harry*

Widziałem, że jest zaniepokojona. Podobno jej mama miała podekscytowany głos, gdy z nią rozmawiała, ale jej to nie przekonywało.
Zaparkowaliśmy pod jej domem i wysiedliśmy. 
Objąłem ją.
-Wszystko będzie ok, zobaczysz- szepnąłem jej do ucha.
Przekroczyliśmy próg.
-Mamo, tato! Wróciliśmy!
W trybie natychmiastowym pojawili się przed nami jej rodzice.
-Cześć Harry!- przywitali mnie.
-Dobry wieczór- uśmiechnąłem się ciepło.
-Kochanie- zwrócili się do córki- To dzisiaj do nas przyszło pocztą.
Lena sięgnęła po to, trzęsącymi się rękoma.
-Nie mogę...nie otworzę...
Wziąłem od niej kopertę i delikatnie ją rozerwałem.
Wyciągnąłem z niej kartkę.
"Droga Pani Leno Miller. Widzieliśmy Pani nagrania z konkursu do programu YCD. Chcieliśmy Pani pogratulować i wręczamy Pani stypendium, umożliwiające rozwijanie umiejętności tanecznych.
Broadway."
Poczułem, jak kolana się pode mną uginają.



                         _________________________________
No i jest nareszcie ten 7 rozdział :)) Przepraszamy że tak późno, ale z Dominiką nie mogłyśmy się zgrać ;)
Dziękujemy za tyle wejść i mamy nadzieję że liczba będzie rosła :) buziaki ;**

piątek, 2 marca 2012

#6 There's something about your laugh that makes me wanna have to.

*Niall*
Starałem się wlać w pocałunek jak najwięcej uczucia i pokazać, że naprawdę mi na niej zależy. Tak się cieszyłem, że mi wybaczyła. Niepotrzebnie wtedy tyle wypiłem, ale na szczęście to już minęło i więcej nie popełnię tego błędu.
Czułem, że się uśmiecha i słyszałem jej nierównomierne bicie serca. Odsunęła się ode mnie powoli, a z jej twarzy nie schodził ten wspaniały uśmiech.
-Może wejdziemy do środka ?- spytała.
Jej, dlaczego? Wcale nie musieliśmy. Jak dla mnie wystarczyło, żeby była blisko.
-Jasne ! - odpowiedziałem jednak i ponownie ją przytuliłem.
-Hej! Udusisz mnie ! -krzyknęła, śmiejąc się.
Gdy weszliśmy już do domu, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Czułem się nieswojo.
Spojrzałem na Mayę zmieszany.
-Co powiesz na jakiś film ? -
 Mamciuuuuu! Znów ten uśmiech. Wspominałem już, że jest piękny?
- HALOO ! -pomachała mi ręką przed twarzą- Ziemia do Niall'a.
-Wybacz, ale ja jestem z planety Nandos!
 Dlaczego ja wywoływałem u niej taką reakcję? W tej chwili leżała na kanapie i histerycznie się śmiała, a wręcz płakała.
-Wiesz co, musisz mnie tam kiedyś zabrać- wydukała między kolejnymi napadami.
-Nie ma problemu!
-Często się tak zawieszasz?- zapytała, kiedy zdążyła się uspokoić.
-Eeee, po prostu się zamyśliłem...- poczułem, jak się czerwienię.
-A mogę wiedzieć nad czym tak intensywnie myślałeś?
-Yyy, no tego no....zastanawiałem się jaki film wybrać - starałem zatuszować moje zmieszanie, śmiechem, co raczej nie wyszło mi na dobre. Z moich ust wydobył śmiech przypominający parskanie konia.
 Dlaczego ? Doskonałe pytanie, za każdym razem tak się dzieje, gdy się wstydzę, a co najgorsze- nie mogę przestać.
Ale nic na to nie poradzę , taki już jestem.
- I jak ? Wiesz już jaki film będziemy oglądać ? - ledwo powstrzymując śmiech zapytała mnie Maya
-Może "Wciąż ją kocham"?
-OK, to poszukaj płyty, a ja przygotuję coś do jedzenia. A i chusteczki załatw, zawsze na tym płaczę!
-Mmmm ! Jedzenie ! to dla mnie wszystkiego podwójnie poproszę - odpowiedziałem pół śmiechem
- Okej, okej - powiedziała dziewczyna, odchodząc w stronę kuchni.

Gdzie ta płyta? Sprawdziłem już na  wszystkich półkach.
A nie, została jeszcze jedna...
*BUM_TRACH_SIU *
No to pięknie, zepsułem Mayi szufladę. Mam nadzieję że tego nie słyszała i zdążę naprawić wszystko zanim przyjdzie. Ja to jestem zdolnym dzieckiem.
-Co się stało ?
O tak, jestem zdolnym dzieckiem z ogroooomnym szczęściem.
Maya stała już w drzwiach i...Chwila! Dlaczego ona się znów śmiała?!
- Boże! Co ty zrobiłeś głupku mój kochany ?- ledwo wykrztusiła te słowa - Nie bój się , zaraz to naprawimy.
Faktycznie zaraz- pięć minut i było po wszystkim. Szuflada naprawiona , a płyta znajdowała się już w DVD.
- To ja idę po jedzenie, bo nic nie zdążyłam zrobić- powiedziała, kładąc nacisk na drugą część zdania.
-O nie ! Ja ci pomogę - powiedziałem, czując się winny i poszedłem za dziewczyną do kuchni.
Ona wzięła napoje, a ja przekąski.
Zanim film się rozkręcił na talerzu nie było już nic.
Spojrzałem ukradkiem na Mayę.
- Mogę się do ciebie przytulić ? - spytałem niepewnie.
- Nie mogłam się doczekać, aż to zrobisz - powiedziała, przysuwając się do mnie
Objąłem ją w pasie i przycisnąłem do siebie. Delikatnie pocałowałem ją w usta. Dziewczyna położyła głowę na moim ramieniu a ja czułem, jak między nami rodzi się coś wspaniałego.

*Lena (w tym samym czasie) *
Wygodne miał chłopak kolana, nie powiem, że nie.
Zbudziłam się równo o 17:00. Uniosłam głowę i zobaczyłam Harry'ego, który już nie spał, tylko uważnie mi się przyglądał z uśmiechem na twarzy.
-Dobrze się spało?- spytał.
Skinęłam tylko głową, dyskretnie ziewając.
-Jesteś głodna?
-Troszkę- przyznałam.
Harry bez słowa wstał, ostrożnie kładąc moją głowę na sofie i udał się do kuchni.
Usiadłam po turecku i powoli ustaliłam sobie, co wydarzyło się poprzedniego dnia.
Dobrze, że to wszystko się tak ułożyło. Loczek jest przekochany, pomyślałam. Jak mogłabym z nim nie rozmawiać?
Nie miałam, co robić, więc postanowiłam pomóc mu w przygotowaniu czegoś do jedzenia.
Stał przy blacie w mojej kuchni i kroił coś w wielkim skupieniu.
-Co szykujesz?- szepnęłam cicho, obejmując go od tyłu.
Aż podskoczył.
-Nie strasz mnie tak!
-W porządku. Nie, to nie- prychnęłam i obróciłam się do niego plecami, udając, że się obrażam.
Chłopak westchnął.
-Lena, skarbie...
Stop! Wróć! Czy on właśnie powiedział do mnie skarbie? Nieeeeee, zaraz się rozpłynę chyba.
W milczeniu czekałam na dalszy ciąg jego przeprosin.
-....przepraszam, ale czy mogłabyś udać się do salonu?
CO?! Nawet mnie nie przeprosi małpa!
Z wielkim fochem udałam się tam, gdzie chciał i rzuciłam się na materac.
Zamknęłam oczy i myślałam o tym, jak mnie przed chwilą nazwał. O jego tonie głosu w tamtym momencie.
Cholera! To przez ten jego uwodzicielski głos nie potrafię się nigdy na niego obrazić! Tak, to jego wina!
Minęło zaledwie kilka minut, kiedy poczułam, jak czyjaś ręka odgarnia mi włosy z czoła.
-Śniadanio-obiado-kolacja gotowa- zamruczał.
Podniosłam się i już chciałam powiedzieć, że nie jestem głodna....
-Harry...co to...czemu...ja....dziękuję- wydukałam tylko.
Na talerzu, który trzymał w rękach leżały dwa ogromne gofry.
Jeden był polany czekoladą i usłany truskawkami, a na drugim za pomocą truskawkowego sosu, zostało przez tego chłopaka, który siedział przede mną napisane : "KOCHAM CIĘ!"
Musiałam walczyć z łzami, które cisnęły mi się do oczu. Nie mogłam uwierzyć, że ten chłopak właśnie wyznał mi swoje uczucia. Że mimo tego, jak się wobec niego zachowałam, tak szybko mi wybaczył i już o tym wszystkim zapomniał.
Nie zasługiwałam na takie szczęście. Zdecydowanie nie.
-Za co mi dziękujesz? Oczekiwałem innej odpowiedzi- uśmiechnął się cwaniacko.
No co za tupet!
-Dziękuję za śniadanie podane do łóżka- wyszczerzyłam się.
-No wiesz ty co?! Foch- prychnął i odwrócił się ode mnie.
Pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem.
-Harry, skarbie- powtórzyłam jego formułkę z przed paru minut i na kolanach pod czołgałam się do niego.
Oparłam się o jego ramię i szepnęłam do ucha:
-Ja też cię kocham.
Niewiarygodne, jak szybko zmienił mu się wyraz twarzy. Przycisnął mnie do materaca.
-Czemu byłaś taka niegrzeczna, co?- zmrużył oczy, starając się ukryć zadowolenie- Teraz czeka cię kara.
Jaka kara? Co?....O nie!
Starałam się uciec spod jego ciężaru, kiedy jego ruchy wywołały u mnie łaskotki.
-Bierz te łapy! Harry, przestań!- piszczałam.
Nie słuchał. Nawet nie dopuszczał mnie do swojego brzucha, żebym mogła mu się odwdzięczyć.
-Kara, to kara- śmiał się.
Chciałam zachować spokój i wywołać u niego poczucie winy, ale nie potrafiłam przestać się wiercić.
Znalazł mój słaby punkt.
-Odpuść proszę- wyjąkałam, bo nie mogłam złapać oddechu przez tą wredną istotę, która darzyła mnie tak WIELKIM uczuciem, że właśnie próbowała mnie zamordować.
-Dobrze, już dobrze- powiedział w końcu, na co ja zareagowałam głębokim wdechem- A teraz mała niespodzianka...
-O nie!
-O nie?
-A dobra, raz się żyje.
Harry nachylił się i delikatnie mnie pocałował.
Więcej takich niespodzianek!

*Maya*
-Cholera jasna ! Nialler, wstawaj ! Już jedenasta, a ja mam na dziesiątą do pracy! No, chyba raczej miałam - parsknęłam.
Po zakończeniu filmu, zasnęliśmy w swoich ramionach i ta dam- wykończona po imprezie u Leny- zaspałam do pracy.
Biegałam po domu nawet nie wiem po co. Nerwy.
 Szybko złapałam jakieś ubrania i pobiegłam pod prysznic. Dziesięć minut i byłam gotowa.
- No nie wierze! Kotek, wstawaj-poganiałam go- Już jestem spóźniona do Milkshake City. Bubba nie liż go po twarzy!
- Ale co? Co się stało? I czego ten pies mnie liże?- jęknął blondyn, przeciągając się.
- Jak widać czuje jeszcze wczorajszego kurczaka- odpowiedziałam, patrząc z politowaniem na psiaka- Misiek, ja już muszę wychodzić - dodałam w pośpiechu.
- Jak to wychodzić ? Gdzie będziesz szła o 7 rano?
No, ten to się szybko orientował.
- Jakiej 7 ?! Jest JEDENASTA PIĘTNAŚCIE ! Chodź, odprowadzisz mnie  - uśmiechnęłam się, całując chłopaka w policzek
- Okej, okej. To chodźmy.
Czy on mógłby przestać jęczeć?
Wyszliśmy z domu piętnaście minut później. Złapałam Niall'a za rękę i pociągnęłam w kierunku mojego miejsca pracy.
Chwilę później zadzwonił do mnie telefon.
- Gdzie ty jesteś ? - usłyszałam w słuchawce. Nie był to zły głos, powiedziałabym, że rozbawiony.
- Będę za 10 minut - odpowiedziałam, śmiejąc się do telefonu.
- Lena ? - spytał blondynek.
- Tak , siedzi już sama  ponad godzinę. Mam nadzieję że sobie radzi. Pierwszy raz to ja się spóźniam, a nie ona.
Nialler wybuchnął śmiechem.
-Patrz, jak ja na ciebie działam.

Gdy weszliśmy już do Milkshake City,  Lena stała za ladą cała w skowronkach.
 Huhu, to tak jak ja. Na pewno wczoraj spędziła wieczór z Harrym. Nikt inny nie działa na nią w ten sposób.
-Hej! - krzyknęła przyjaciółka, jak tylko przekroczyłam próg- Masz szczęście, że jestem w dobrym humorze!
- Uuuuu ... Domyślam się nawet dlaczego - zabawnie poruszyłam brwiami.
- Tobie też humor dopisuje, widzę.
Po chwili śmiałyśmy się jak lemury. Lemury ? Bardziej jak emm....no nie wiem, niech będą te lemury.
- Yhh, to może ja już pójdę - powiedział speszony Niall, chyba domyślił się o co chodzi.
- Nie chcesz posiedzieć z nami ?- przyjaźnie uśmiechnęłam się do blondyna.
 - Chciałbym, ale umówiłem się z chłopakami. Spotkamy się dziś po twojej pracy ?
- Jasne. Zdzwonimy się jeszcze- rzuciłam i pocałowałam go na pożegnanie.
Przebrałam się w strój do pracy i usiadłam za ladą koło Leny.
- Opowiadaj jak ci minął wieczór - uśmiechnęłam się i poklepałam przyjaciółkę po ramieniu.
 Rozmawiałyśmy przez całą naszą zmianę. Tłumów na szczęście nie było, więc spokojnie zdałam jej wszystkie relacje, a ona mi.
- Kate, Suzie. Wreszcie jesteście!- zawołałam, kiedy do kawiarni weszły nasze zmienniczki.
Przywitałyśmy się z nimi, a jednocześnie pożegnałyśmy i wyleciałyśmy na zewnątrz.
- To co teraz robimy ? - spytała uśmiechnięta Lena.
- Co powiesz na lody ?
- Okej, czemu nie!
Poszłyśmy do naszej ulubionej budki z lodami, w parku , koło naszej dawnej bazy.
-Pamiętasz jak jeszcze kilka lat temu biegałyśmy tu z lalkami i udawałyśmy, że jesteśmy sławne? - po długiej ciszy spytała Lena.
- No jasne, a teraz pomyśl sobie, że my- te małe smarkule- jesteśmy ze sławnymi osobami- odpowiedziałam, uśmiechając się.
- Nigdy w życiu bym nie pomyślała że będę chodzić z Harry'm Styles'em...
- Ja także - parsknęłam kończąc loda, a ona posłała mi lodowate spojrzenie - Ou , ktoś dzwoni.
Wyjęłam z kieszeni telefon.
- To Liam
- Hej Maya ! Co robisz ? Jesteś może z Leną ? - z telefonu padały kolejno pytania.
- Hej Liam. Jestem w parku. Tak, jestem z Leną- zaśmiałam się- A coś się stało?
- Nic się nie stało. Po prostu chcieliśmy, żebyście do nas wpadły. Jesteśmy u Hazzy w domu.
-Ok, za 30 min będziemy.
Wyjaśniłam przyjaciółce o co chodzi i ruszyłyśmy w kierunku umówionego miejsca.
Po drodze zaszłyśmy jeszcze do sklepu. Musiałam kupić w końcu tą bluzkę z Muppetami. Od kilku dni za mną chodziła, w końcu by mi ją wykupili.
- Heeeeeeej !
- Co tak wolno ?
-Myśleliśmy już, że nie przyjdziecie- od progu witali nas chłopcy.
- Maya nie mogła się zdecydować, którą bluzkę kupić - ze zrezygnowaniem usprawiedliwiła nas Lena.
- No ale co , podoba wam się ? - spytałam, pokazując chłopcom bluzkę.
- No jasne ! Jest super - krzyczeli chórkiem, a Niall przygarnął mnie do siebie.
-Mnie się we wszystkim podobasz- szepnął mi na ucho.
- Widzisz Lena ? - powiedziałam z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Przyjaciółka wtuliła się w właściciela domu i wszyscy razem poszliśmy do salonu.
Łaskotki, walki na poduszki, latający puch, śmiechy- to tylko nieliczne z naszych zajęć, a zarazem standardowe spędzanie wolnego czasu.
Po dwóch godzinach wariacji, usłyszeliśmy dzwonek czyjegoś telefonu.
-To mój- rzucił Louis i odszedł na bok.
 Podczas jego nieobecności, poszliśmy zrobić nam coś do picia.
-Picie piciem, ale co z jedzeniem?- krzyknął oburzony Niall.
-Już, spokojnie. Zaraz coś zrobimy- odezwałam się, jak do małego dziecka.
Nawet nie zauważyliśmy, że Louis wszedł do kuchni. Wściekły....lub zmartwiony, rzucił komórką.
- Coś się stało?- pierwsza zareagowała Lena.
- Fizzy...ona...
________
Oto i rozdział 6 :) 
Specjalnie dla Was zmieniłyśmy wygląd bloga. Mamy nadzieję, że się spodoba :) 
Dziękujemy za tyle wejść, obserwatorów i wgl . Love! xx 
Akcja się zaczyna rozkręcać, liczymy na komentarze :)